Kamila
Waleszkiewicz
Wesołe życie kociąt i ich przyjaciół.
Przejażdżka.
Po obiedzie dzieciaki zwierzaki wybrały
się na odpoczynek do sadu. Klaczka z puszystym mruczkowym kłębuszkiem
na głowie stała w cieniu wielkiej jabłoni. Mruczek i 88-em leżeli na
małej kopce rozgrzanego słonkiem sianka, leniwie przyglądając się
latającym wokół owadom.
Pszczółki odwiedzały roślinki wypijając słodki nektar. Brudziły sobie
przy tym nóżki kwiatowym pyłkiem. Pyłek ten spadał z nich, co jakiś
czas i przyczepiał się do pręcików różnych kwiatków, które wydawały
się być z tego bardzo zadowolone.
- Śnieżynko - pytał Miauczuś -czemu te bzykacze tak latają?
- Napychając brzuszki nektarem przenoszą pyłek z kwiatka do kwiatka,
czyli zapylają roślinki. I dzięki temu mogą one wytwarzać owoce i
nasionka. A sam wiesz jak nasz Frycek lubi gruszki i śliwki… Bez pracy
pszczółek nie mógłby objadać się tymi pysznościami.
- Dlaczego one nie odpoczywają po obiedzie? – zastanawiał się
ciekawski jak zwykle 88-em.
- O, tego to nie wiem!… Może nie są takimi leniuszkami jak wy?…
- My wcale nie leniuchujemy! Całymi dniami ciężko pracujemy biegamy,
wdrapujemy się na płoty, polujemy, tropimy i i… - zabrakło przykładów
Miauczusiowi.
- I jeździmy wózkiem… - zawołał 88-em i zaczepnie spojrzał na kocurka.
Miauczuś od razu zrozumiał o co chodzi i dwaj nierozłączni kompani
pobiegli na podwórko szukać wózka, którym gospodyni wozi wielkie bańki
z mlekiem. Pojazd spokojnie stał obok obory, jakby czekając na swych
przyszłych pasażerów. Mruczka i klaczka postanowiły sprawdzić, co też
strzeliło do głowy tym rozbrykańcom. Miauczuś siedział już w środku i
machał łapką do dziewczyn, a 88-em usiłował ciągnąć wózek.
- Za ciężki – denerwował się piesek – nie dam rady!…
- Przywiążcie sznur do rączki od wózka, to go pociągnę – zaproponowała
Śnieżynka.
Miauczusiowi nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Nim Mruczka i
88-em wygodnie usadowili się w wózku, sznur już był przymocowany.
- Gotowe Śnieżynko! – zawołał kociak.
- Wskakuj do środka i ruszamy! Dokąd was zawieźć? – dopytywała
Śnieżynka.
- Może do? … do zamku czarnoksiężnika!
- Albo do krainy elfów!…
- Albo do Afryki!
- Do AFRYKI??? – zdziwiła się Śnieżynka – a po co?
- Bo ja jeszcze nigdy nie widziałem hipopotama! – tłumaczył Miauczuś –
a podobno one wylegują się na brzegach rzek, jak nasze krowy na łące.
A jak otworzą paszczę, to mogłyby połknąć, za jednym zamachem, całą
kocią rodzinę.
- I co, chcesz zostać połknięty?! – śmiała się Śnieżynka
- Tak jak Pinokio! – przypomniało się Mruczce – tyle tylko, że jego
połknął wieloryb!
- Już wiem – odezwała się nagle Śnieżynka przerywając opowieść, która
właśnie próbowała się narodzić – to będzie niespodzianka!… Trzymać się
mocno, jedziemy!
Szarpnęła sznurek i wózek ruszył. Mruczka straciła równowagę i wpadła
na Miauczusia, a ten przewrócił swym ciężarem 88-em. Roześmiane
zwierzaki powoli rozplątały ogony, poprawiły zwichrzone futerka i
usadowiły się wygodnie. Pojazd wesoło podskakiwał na podwórkowych
kamieniach, a wraz z nim podskakiwały długie uszy czarnego pieska.
- Uważaj 88-em, bo odlecisz – wołał Miauczuś.
- Wyglądasz jak wielki czarny nietoperz – dodała Mruczka.
- Albo kruk! – fantazjował kocurek
- Kruki to bardzo mądre ptaki, potrafią naśladować ludzką mowę i mogą
żyć prawie sto lat – opowiadała Śnieżynka – ale nie łatwo spotkać je
na wolności, chyba jest ich mało na świecie.
- Może są czarodziejami, którzy pod postacią kruka przemierzają świat
– tajemniczo mówił Miauczuś – mają lśniące pióra zamiast peleryny,
mocne dzioby świadczące o ich potędze i lecąc nad ziemią rzucają
zaklęcia na złośliwe i niedobre stworzenia, zamieniając je w kamienie…
- JAK BĘDZIESZ DOKUCZAŁ KOLEGOM –zmienionym głosem mówił 88-em – TO
ZAMIENIĘ CIĘ W KAMIEŃ!
- O, Dobry Czarnoksiężniku, bądź dla mnie łaskawy – udawał
przerażonego Miauczuś – już nigdy nie obdrapię z kory żadnego małego
drzewka, będę ostrzył pazurki na deskach w płocie.
- Dobrze zaufam ci, ale pamiętaj jeśli złamiesz dane słowo, dosięgnie
cię mój wzrok i spotka zasłużona kara.
- O, dzięki Ci Dobry i Czcigodny Magu! Na pewno dotrzymam słowa!
Obiecuję!
- Gdzie jedziemy Śnieżynko? – zapytała niespodzianie kotka
zauważywszy, że opuścili już gospodarstwo i wyjechali na polną drogę.
- To niespodzianka. Cierpliwości zaraz kogoś poznacie…
- Ciekawe kogo? –głośno zastanawiał się Miauczuś
- Mojego dobrego przyjaciela. Urodziliśmy się u tego samego gospodarza
i często razem się bawiliśmy.
- Czy to jest pies? – dopytywał 88-em
- Nie!
- To może kot? – nie dawał za wygraną Miauczuś.
- Nie!
- To może krówka albo świnka? – kontynuowała zgadywankę Mruczka
- Nie! Nie zgadliście… to KASZTAN.
- Co?! – zawołał chór zwierzaków.
- JAK TO KASZTAN? Przecież kasztany rosną na drzewach, nie rodzą się w
gospodarstwach…
- Ten jest wyjątkowy i urodził się w stajni.
- W stajni? –znów chórem odezwały się zwierzęta.
- Nic z tego nie rozumiem… - zrezygnowanym głosem mówił psiaczek.
- A ja już wiem! – wykrzyknęła Mruczka – wiem, wiem!… ha, ha, ha, ale
sprytny figiel. Hej gapy ruszcie rozumkami. Kto się rodzi w stajni?…
No? – dopytywała dumna z siebie Mruczka.
W tej samej chwili oczom zwierzaków ukazały się wiejskie zabudowania,
a na łące przy nich pasł się piękny brązowy konik. Na widok
zbliżających się przybyszów podniósł głowę i wesoło rżąc wołał już z
daleka:
- Witaj Śnieżynko! Co za wspaniała niespodzianka?!
Gdy zbliżyli się do siebie ciepło się przywitali, a Śnieżynka
przedstawiła konikowi swych towarzyszy, po czym powiedziała:
- A, oto mój stary druh Kasztanek. Uwielbialiśmy ścigać po łące - „kto
pierwszy przy trzech sosnach?”
- Tak, to dopiero były szalone czasy! Może powtórzymy dziś ten wyścig?
– zaproponował konik – Co wy na to?
- Czemu nie – podchwycił pomysł 88-em – uwielbiamy zabawy i gonitwy!
- Ja jadę na Śnieżynce!– zawołała Mruczka i wskoczyła na grzbiet
klaczki.
- I ja też!– miauknął kocurek i już siedział obok kotki.
- To ja z Kasztankiem, dobrze? – zapytał 88-em.
- Oczywiście, wskakuj!
Gdy wszyscy byli gotowi Kasztanek zawołał:
- Uwaga, kto pierwszy przy trzech sosnach… – START!
Kopytka koników sprężyście odbijały się od zielonej trawy. Powietrze
świszczące w uszach zawodników, podsycało podekscytowanie i wprawiało
w zachwyt.
- Co za pęd!? – w uniesieniu wołał 88-em – żebym to ja tak szybko
umiał biegać, to by było dopiero COŚ!
Kotki mocno trzymały się grzywy klaczki i wydawało im się, że prawie
lecą. Świat wokół mienił się różnobarwnymi plamami, które szybko
przesuwały się, a kształty zupełnie zatraciły ostrość. Jedyne, czego
kotki były stuprocentowo pewne to to, że nie panują nad tym co robią
ich uszy i ogony. Wiatr czesał im włosy i przetrzepywał futerko z
drobinek kurzu. Uśmiechy na ich pyszczkach stawały się coraz szersze i
szersze, a w ich galopujących sercach rodziła się miłość do nowej
dyscypliny sportu: KOCIEJ JAZDY KONNEJ.
- Remis, remis! – szczekał 88-em
- To było wspaniałe, CUDOWNE! – wołał Miauczuś.
- Koniki To Najwspanialsi Biegacze Na Świecie! – chwaliła Mruczka
A zadowolone rumaki dyszały zziajane i szczęśliwe.
- Tak uwielbiam czuć się wolna jak wiatr i pędzić po łące, to takie
radosne i zachęcające do życia uczucie.
- A szczególnie przyjemnie jest dzielić się nim z przyjaciółmi –
stwierdził na koniec Kasztanek.
Resztę dnia wesoła paczka spędziła hasając po łące, urządzając
gonitwy, bawiąc się w królewski dwór i oglądanie nieba. Gdy kociaki,
88-em i klaczka wracali do domu czuli się zmęczeni, ale szczęśliwi i
postanowili, że jeszcze kiedyś wpadną w odwiedziny do ich kumpla
Kasztanka.
1. Pierwsze spotkanie |
2. Rozbiegany poranek |
3. Pod leszczyną |
4. Strumyk |
5. Przejażdżka | 6. Wieczór
|