Nieumiałek z miną pełną zadumy napoczął nowy pierożek. Dziewczynki spoglądały na niego niecierpliwie. W końcu Wiewióreczka zdecydowała się przerwać milczenie i spostrzegłszy, że Nieumiałek sięga po następny pierożek, powiedziała:— Przerwałeś na tym, że zacząłeś myśleć.— Tak! — wykrzyknął Nieumiałek, jakby budząc się ze snu, i uderzył pierożkiem w stół. — Myślałem trzy dni i trzy noce i wiecie co? Wymyśliłem! „Więc — mówię — moi kochani, zrobię dla was balon!" I zrobiliśmy balon.Nawet poeta Kwiatek — jest wśród nas taki poeta — ułożył o mnie wiersz: „Nasz Nieumiałek wymyślił balon..." Nie, inaczej: „Wymyślił balon Nieumiałek nasz..." Nie, inaczej: „Nasz balon wymyślił Nieumiałek..." Nie, no... zapomniałem! Wiecie, tyle o mnie piszą wierszy, że nie mogę wszystkich spamiętać.Nieumiałek znowu zabrał się do pierożków.
— Jak zrobiliście balon? — pytała Niezabudka.— O, to była ciężka praca! Wszyscy nasi chłopcy pracowali całymi dniami i nocami. Jedni smarowali gumą, drudzy pompowali, a ja sobie tylko chodziłem i gwizdałem... to jest nie gwizdałem, ale objaśniałem każdemu, co ma robić. Beze mnie nikt by nic nie wiedział. Musiałem wszystko tłumaczyć i pokazywać. To była bardzo odpowiedzialna praca, bo balon mógł w każdej chwili pęknąć. Mam takich dwóch pomocników, Śrubkę i Kabelka, po prostu złote ręce. Wszystko potrafią, tylko z myśleniem jest gorzej. Wszystko trzeba im pokazywać i tłumaczyć. Więc objaśniłem, jak się robi kocioł, i robota ruszyła. Kocioł kipiał, woda bul-bul, para świszczała. Coś okropnego, co się działo!Dziewczynki słuchały opowiadania Nieumiałka z zapartym tchem.— A dalej? Co było dalej? — wołały chórem, gdy Nieumiałek przerwał na chwilę.— W końcu nadszedł dzień odlotu — ciągnął dalej. — Zebrało się tysiące karzełków. Jedni mówili, że balon poleci, inni — że nie poleci. Zaczęła się bijatyka: ci, co mówili, że balon poleci, tłukli tych, co mówili, że nie poleci, a ci, co mówili, że nie poleci, tłukli tych, co mówili, że poleci. Chociaż nie... Zdaje się, że było odwrotnie: ci, co poleci, tych, co nie poleci... Chociaż nie, odwrotnie... jednym słowem, nie można było się połapać, kto kogo tłucze. Wszyscy tłukli się nawzajem.— No dobrze — odezwała się Niezabudka. — Ale opowiadaj nam nie o tym, kto się z kim bił, tylko o balonie.— Dobrze — zgodził się Nieumiałek. — No, więc oni się bili, a myśmy wsiedli do kosza, ja wygłosiłem przemówienie, powiedziałem tak: „Lecimy, moi kochani, żegnajcie!" I polecieliśmy w górę. Jakeśmy przylecieli na górę, patrzymy, a w dole ziemia nie większa od tego placka.— Nie może być! — wołały ze zdumieniem dziewczynki.— Niech się z miejsca nie ruszę, jeżeli kłamię! — przysięgał Nieumiałek.
|
|