| 
    Porwany własnym opowiadaniem Nieumiałek 
    trzasnął pięścią w stół i trafił prosto w ciasto. Nadzienie rozprysnęło się 
    na wszystkie strony. Dziewczynki podskoczyły i o mały włos nie pospadały na 
    podłogę z przestrachu.
 
— I co dalej? — dopytywały się przyszedłszy do siebie.
— Dalej już nie pamiętam.
Zapadło milczenie. Dziewczynki z podziwem wpatrywały się w 
Nieumiałka. Był w ich oczach prawdziwym bohaterem. Wreszcie zabrała głos 
Niezabudka:
— Bardzo przestraszyłeś nas tym swoim balonem. Piłyśmy wczoraj 
wieczorem herbatę na balkonie, gdy wtem patrzymy... leci olbrzymi, okrągły 
balon, zbliża się do naszego domu, wpada na parkan... I nagle — paf! Balon pękł, 
a kiedyśmy nadbiegły, zobaczyłyśmy tylko kosz z brzozowej kory.
— Leżałeś jak trup! — wtrąciła Żabka. — To było straszne.
— Jeden bucik miałeś na nodze, drugi zawisł na parkanie, a 
kapelusz na drzewie — dodała Wiewióreczka.— Rękaw od marynarki oderwał się i znalazłyśmy go dopiero dzisiaj rano — 
mówiła Łątka. — Musiałyśmy naprędce przyszywać ten rękaw do twojej marynarki.
— Skąd wziąłem się w tym domu? — zapytał Nieumiałek.
— Przeniosłyśmy cię tutaj. Przecież nie można było zostawić 
cię na noc na dworze! — odparła Niezabudka.
— Byłeś już prawie zupełnie, ale to prawie zupełnie nieżywy! — 
wtrąciła Sroczka. — Ale Jodyna powiedziała, że może jeszcze ożyjesz, bo masz 
silny... ten... or-ga-nizm.
— Tak, mam silny organizm, a głowę jeszcze mocniejszą! — rzekł 
chełpliwie Nieumiałek. — Kto inny na moim miejscu na pewno dostałby trzęsienia 
mózgu.
— Chciałeś pewnie powiedzieć wstrząsu mózgu — zwróciła mu 
uwagę Niezabudka.
— O, to, to! Wstrząsu mózgu! — poprawił się Nieumiałek.
— Ale mówiłeś, że balonem leciałeś nie tylko ty sam? — 
przypomniała sobie Niezabudka.
— No, naturalnie, że nie sam. Było nas szesnastu. Prawda, ten 
tchórz Umiałek wyskoczył na spadochronie, więc zostało nas piętnastu.
— A gdzie reszta? — zapytała Sroczka.
— Nie wiem — wzruszył ramionami Nieumiałek. — A czy w koszu 
nikt nie został?
— W koszu znalazłyśmy tylko farby i apteczkę polową.
— To farby Pędzelka i apteczka Pigulskiego — powiedział 
Nieumiałek. W tej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Śnieżyczka.
— Słyszeliście ostatnią nowinę?! — wołała. — Świeża nowina! 
Jeszcze jeden balon przyleciał i rozbił się.
Przyleciało nim czternastu chłopców. Spadli za ogrodem wczoraj 
wieczorem. Dopiero dziś rano o świcie nasze dziewczynki ich znalazły i pomogły 
dostać się do szpitala!

— To znaczy, że się rozbili? — wykrzyknęła przerażona 
Wiewióreczka.
— To nic — machnęła ręką Śnieżyczka. — Jodyna powiedziała, że 
ich wyleczy.
— To z pewnością oni, moi koledzy! — rzekł Nieumiałek. — Zaraz 
pójdę do szpitala i dowiem się wszystkiego.
— Ja cię zaprowadzę — ofiarowała się Niezabudka.
— Ja też pójdę z wami! — oświadczyła Śnieżyczka.
Teraz dopiero zauważyła okrągły plaster na czole Niezabudki i 
krzyknęła:
— Ach, kochanie, jaki czarujący krążek masz na czole! Bardzo 
ci w nim dobrze. Czy to nowa moda? Będę musiała zrobić sobie taki sam!
— Nie, to plaster. Niechcący uderzyłam się głową o drzwi — 
wyjaśniła Niezabudka.
— Ach, ta-a-k... — odpowiedziała zawiedziona Śnieżyczka. 
Podbiegła do lustra i zaczęła wkładać kapelusz.
Pokój szybko opustoszał. Wszystkie dziewczynki rozbiegły się, 
by podzielić się nowiną z sąsiadkami.
     
      |