Zenta Ērgle
Ewunia w Afryce

KRUSZYNKA-TEMBO I STARY-MĄDRY-SŁOŃ

Kilka słonic ze swymi dziećmi — wyrostkami i babką przebywało w zaroślach tamaryndowców. Wszystkie z troską spoglądały na Kruszynkę-Tembo, która już trzeci dzień leżała na ziemi i nic nie jadła.

— Spójrz no, dziecino, jaki piękny banan — kusiła ją matka-słonica. — A tu braciszek przyniósł ci smaczne owoce tamaryndowca.

Lecz Kruszynka-Tembo nawet nie spojrzała na łakocie. Cicho jęczała, a z jej oczu sypały się łzy, wielkie jak kurze jaja.

— Dżambo, Tembo — pozdrowiły ją dzieci. (Imieniem Tembo, moi drodzy, w Afryce nazywa się słonie.)

Mbago od razu zauważył, że koniec trąby chorej słoniczki jest zaczerwieniony i spuchnięty. Tkwił w nim ogromny kolec ciernia.

— Nie bój się, Kruszynko, zaraz temu zaradzimy — rzekł Mbago.

Wydostał z kieszeni scyzoryk i za jednym zamachem usunął cierń. Ewunia zwilżyła w strumieniu liść bananu i sporządziła zimny okład na trąbę.

— Trzeba to zmieniać co dwie godziny — pouczyła. — Jutro Kruszynka-Tembo będzie zdrowa.

Słonie nie widziały zaginionego Murzynka. Babka co prawda wspominała, że w nocy słyszała jakby płacz dziecięcy, ale hieny też czasem śmieją się i płaczą zupełnie jak dzieci.

Co tu robić, co począć? Ani szybkonogie strusie, ani długoszyje żyrafy, ani opryskliwe nosorożce, ani powolne hipopotamy nie wiedziały, gdzie się zawieruszył mały Mgabo.

— Spytajcie Starego-Mądrego-Słonia — poradziła babka.

Tymczasem chora już z apetytem zjadała banany, które jej brat podsuwał do pyszczka. Wdzięczna matka posadziła sobie dzieci na grzbiet i udała się na poszukiwania Starego-Mądrego-Słonia.

Na prężnych nogach kroczyła szybko i cicho po wysokiej trawie sawanny. Jej grzbiet kołysał się miarowo przy każdym stąpnięciu i dzieciom się zdawało, że płyną wzburzonym oceanem. Raz po raz słonica wznosiła trąbę do góry i trąbiła. Po chwili nadchodziła odpowiedź. Słonica skręciła w stronę rzeki.

Stary-Mądry-Słoń zanurzony do połowy w wodzie zażywał kąpieli. Nabrawszy w trąbę wody, chlustał ją sobie na grzbiet i chrząkał z zadowolenia. (Musicie wiedzieć, moi drodzy, że słonie bardzo lubią się kąpać.)

— Dzień dobry, dziadku — powiedziała słonica. Stary-Mądry-Słoń wygramolił  się z wody. Był bardzo duży.
Kły sięgały mu niemal do ziemi.

— Jak zdrowie? — zapytała słonica.

— Zęby całkiem mi się starły — poskarżył się Stary-Mądry-Słoń. (Słonie co dzień muszą przeżuwać ogromne ilości pokarmu, więc z czasem zęby im się ścierają.) — Dobrze jeszcze, że Wnuk karmi mnie miękkimi liśćmi, inaczej niechybnie przepadłbym z kretesem.

Tak lekko i cicho, że nawet gałązka nie trzasnęła, przez gąszcza ciernistych krzaków przedzierał się Wnuk. Niósł w trąbie duże naręcze soczystych gałęzi tamaryndowca wraz z owocami.

Stary-Mądry-Słoń i Wnuk byli nierozłącznymi przyjaciółmi. Stary-Mądry-Słoń uczył Wnuka, jak się buduje mosty przez wąwozy i jary (bo słonie nie umieją skakać), jak w łożysku wyschniętej rzeki należy wykopać głęboką studnię, by dotrzeć do wody, jak przechodzić strumień w bród i wielu innych pożytecznych rzeczy, bo to był bardzo mądry i doświadczony słoń.

Wysłuchawszy opowieści o zaginionym Mgabo, Stary-Mądry-Słoń powachlował się ogromnymi uszami i rzekł:

— Musicie pójść do króla zwierząt — lwa Simby. On wie wszystko, co się dzieje w jego królestwie.

— Jakże w ogromnej, nieprzejrzanej sawannie znajdziemy Simbę? — zmartwił się Mbago.

— Mam słaby wzrok (musicie wiedzieć, moi drodzy, że wszystkie słonie źle widzą i właściwie musiałyby nosić okulary). — Wdrap się na mój grzbiet i popatrz, czy gdzie nie latają sępy ścierwojady. Zawsze zdążają za lwami i czekają na swoją porcję łupu.

Stary-Mądry-Słoń opuścił trąbę i Mbago jak po drabinie wlazł mu na grzbiet.

Daleko, daleko nad wielkim baobabem zobaczył na niebie kilka czarnych punkcików. Były to sępy.

Tuż obok pasło się stado zebr wystrojonych w piękne czarno-białe pręgowane kostiumy. Słonica poprosiła jedną z zebr, aby zaprowadziła dzieci do lwów.

To dopiero była jazda! Jednym susem przez strumienie, galopem przez zarośla. Ewunia ze strachu uczepiła się oburącz grzywy zebry, żeby nie spaść na ziemię.

Stary-Mądry-Słoń miał rację — pod baobabem leżał sam król zwierząt — lew Simba.


<Wróć | Spis treści | Dalej >


MALUCH | Spis tekstów