Dzieci OnLine

Zabawa i Edukacja

www.dziecionline.pl

Albumy
Blogi
Pliki
Kontakt


Ireneusz Sewastianowicz, Stanisław Kulikowski
Nie Tylko Katyń

PRZYPADEK CZY ZDRADA?

Gdy umarł w jesieni 1986 r., żegnały go wielkie nekrologi w lokalnej prasie. Wymieniano zasługi: wybitny konspirator, żołnierz podziemia, po wojnie zasłużony w walce o utrwalanie władzy ludowej, działacz społeczny artysta... Równocześnie w Augustowie gdzie mieszkał, pojawiły się skromniejsze, ręcznie malowane klepsydry: Z radością zawiadamiamy, że zmarł kat Ziemi Augustowskiej Jan Szostak.

ZDJĘCIE
Po Październiku Jan Szostak
przekwalifikował się na rzeźbiarza ludowego.

Spóźniona, bezsensowna zemsta.

Rzeczywiście, Jan Szostał należał do AK. Kiedy po wyzwoleniu został pracownikiem UB, zaczął od zamykania dawnych kolegów. Ci, którzy przeżyli, pamiętają, że wyróżniał się wyjątkowym bestialstwem. Wszystko wskazuje, że przynajmniej kilku więźniów zamordował osobiście lub przy pomocy swoich podwładnych.

W czasie obławy Szostak zadziwiał aktywnością. Towarzyszył enkawudzistom, pomagał w sporządzaniu list, wskazywał ofiary. Dostrzeżone jego zasługi. Został szefem augustowskiego PUBP, później awansował do Białegostoku. Po Październiku przekwalifikował się na rzeźbiarza ludowego. Odnosił sukcesy, nie narzekał na brak pieniędzy. Pogrzeb miał okazały.

Dopiero po śmierci przestał być groźny. Jego grób zbeszczeszczono już kilkakrotnie.

Andrzej Gruszewski na stałe mieszka w Paryżu, czasowo - w Kioto. Sejsmolog z zawodu, pracuje w jednym z japońskich instytutów. Po latach nieobecności, na kilka dni, przyjechał do Polski. W lipcu 1945 r. był dzieckiem. O tragedii dowiedział się później, z opowieści matki.

- Ojciec był w Studzienicznej nadleśniczym. Należał do AK, musiał ukrywać się przez pewien czas. Po wojnie wrócił do domu. Ostrzegano go, że może zostać aresztowany. Rzeczywiście, przyszli po niego 22 lipca. Dali dwie minuty na ubranie się, związali ręce do tyłu, wsadzili na samochód. Powieźli do Augustowa.

Rodzinie udało się dotrzeć do Jana Szostaka.

- Kazał przynieść dużo wódki, mięso i dwie kopy jaj - twierdzi Gruszewski. - Dostał, co chciał. Obiecywał, że wypuszczą ojca za trzy dni. Potem już nie było żadnych wieści.

W paryskiej „Kulturze" z listopada 1987 r. Feliks Janowski pisze: W układaniu list pomagali również Polacy, najprawdopodobniej funkcjonariusze UB. (...) Polacy brali też udział w samej obławie. Jeden z gospodarzy, po którego przyszli, spoil żołnierzy i ci w pijackim rozrzewnieniu poradzili mu, żeby uciekał. Ale uniemożliwili mu to -jak dziś opowiada żona - dwaj Polacy po cywilnemu. Jest też relacja, jak jeden z zatrzymanych wsiadł do ciężarówki, a tam jakiś Polak, wskazując na niego, mówi „dobrze, to ten".

Bożena Jaroszewska (z domu Kondracka) obecnie mieszkanka Szczecina, miała trzy lata, gdy straciła ojca. Od matki wielokrotnie słyszała o roli, jaką w czasie obławy odegrał Szostak.

- Teraz przyjechałam do Augustowa i dowiedziałam się, że on nie żyje. W piekle płaci rachunek za swoje zbrodnie. Ale inni zostali. Takiemu K., choć ręce ma poplamione krwią Polaków, powodzi się zupełnie dobrze. Tylko ostatnio boi się wychodzić na ulicę, bo ludzie plują za nim. Czy mordercy pozostaną bezkarni? Jak długo jeszcze będą korzystać z kombatanckich rent, emerytur i innych przywilejów?

Teoria zdrady ma różne odmiany i wielu zwolenników. Padają nazwiska. Starowierka P. z Białogór puszczała się z Rosjanami. Ją i kochanka zastrzelili leśni krótko przed obławą. Ojca P. widywano potem z enkawudzistami. Nie rozmawiali chyba o pogodzie.

Melanię C, chociaż była związana z podziemiem, zwolniono w parę dni po aresztowaniu. Podobno załamała się podczas „badania" i zobowiązała się do współpracy. Zginęła na własnym podwórku. Zemsta „leśnych" była błyskawiczna.

Nazwisko Melanii C. pojawiało się często w opowieściach wielu mieszkańców tych okolic. Autor tej relacji nie żądał zachowania in cognito, ale... niechże pozostanie anonimem.

- Łapanki były już w maju i czerwcu. Wiedziałem, że będzie źle, miałem się na baczności. Kiedy przyszli i po mnie, nie dałem się złapać. Wiem! Były listy! Melania też je robiła... Sama mi to mówiła. Ona... wie pan, ja też byłem kiedyś młody i mogłem się podobać, rozumie pan, ostrzegła mnie. Ratowała się, jak mogła. Mnie zdążyła powiadomić, ale innych już nie...

Ze wsi autora tej relacji NKWD zabrało siedmiu mężczyzn. Nawet tych, którzy przed paroma tygodniami powrócili do domu z Prus Wschodnich, gdzie byli na przymusowych robotach.

Siostra jednego z nich także mówi wiele o roli odegranej przez Melanię C.

- Ona te listy robiła! To pewne. Zabili ją partyzanci. Podczas pogrzebu Pan Bóg cud pokazał. Trumna spadła z wozu. I niech Bóg wybaczy. Może nie mogła inaczej? A on (chodzi o autora powyższej relacji) był z nią ręka w rękę. Moją rodzinę zabrali, on został i żyje. Taki był, wszystkim bogom służył. Stary już, niech żyje w spokoju. Może teraz tak opowiada, żeby sumienie oczyścić?

Jeśli Melania faktycznie sporządzała te listy, to dlaczego było na nich tak wiele nazwisk ludzi, którzy (choćby jak ci wywiezieni do Prus) nic wspólnego z AK i, w ogóle z podziemiem, mieć nie mogli?

- Ponoć Melania specjalnie umieszczała na listach ludzi zupełnie „niewinnych", to znaczy nie należących do podziemia. Wierzyła, że w śledztwie to się ujawni i wypuszczą ich...

Przy okazji wyrównywano prywatne porachunki. Ginęli przypadkowi ludzie, których ktoś pomówił o zdradę i kontakty z Rosjanami. Często pochopnie i lekką ręką ferowano „wyroki".

Wśród enkawudzistów rozpoznawano dawnych partyzantów z radzieckiej grupy majora Orłowa. Jeszcze niedawno, tu na Suwalszczyźnie, walczyli z Niemcami, blisko współpracowali z Armią Krajową. Czy już wtedy zajmowali się rozpracowywaniem polskiej konspiracji? To jedna z hipotez. Dość prawdopodobna. Wrócimy jeszcze do tej sprawy.

- Dlaczego wzięli akurat mojego męża? - nie rozumie Wiktoria Laskowska. - Przecież on w żadnej partyzantce nie był. Czym zawinił?

To pytanie pada często. Ponad połowa aresztowanych nie miała nic wspólnego z podziemiem, ani okupacyjnym, ani powojennym. Pozornie w działaniach NKWD trudno dopatrzeć się jakiejkolwiek logiki.

- Obława odbywała się z typowym sowieckim bałaganiarstwem - tłumaczy były członek AK, który „w żadne pierestrojki nie wierzy", więc nie zgadza się ujawić nazwiska. - Żołnierze, oficerowie chyba też, nie mieli ochoty uganiać się po lasach za uzbrojonymi partyzantami. Ułatwiali sobie robotę. Wyciągali ludzi z chałup. Mieli listy przygotowane przez szpicli. Gdy kogoś nie zastali w domu, brali innego. Żeby się zgadzała liczba. Poszukiwali nie tylko AK-owców. Aresztowali leśników, sołtysów, bogatych gospodarzy. To dla nich byli wrogowie, spuścizna po „pańskiej" Polsce.

Jeden z oficerów NKWD wdał się w polityczną dyskusję z miejscowymi chłopami.

- Wasz rząd prosił nas o pomoc - tłumaczył. - Jak wyłapiemy i wywieziemy bandytów, to będziecie zyć spokojnie. Tak jak w Związku Radzieckim.

Ale tam, po drugiej stronie granicy, wcale nie było lepiej. Na Litwie i Grodzieńszczyźnie, w całym praktycznie przygranicznym pasie, aresztowania trwały także. Tam również żołnierze Armii Krajowej tylko na krótko uwierzyli, że wojna naprawdę się skończyła. Bardzo szybko wrócili do lasu, do przygotowanych jeszcze w czasie niemieckiej okupacji kryjówek i schronów.

Wielu jest jeszcze świadków wydarzeń. Niektórzy zostali tam, w miejscu swojego urodzenia, inni zabrani przez kolejne fale repatriacji, znaleźli się w Polsce. Najczęściej na Ziemiach Odzyskanych. Oto historia tylko jednej rodziny, wcale nie tak tragiczna, jeśli zestawi sieją z tysiącami innych, po stokroć bardziej okrutnych.

Ten, dziś siedemdziesięcioletni mężczyzna, niczym się nie wyróżnia. Teraz rolnik emeryt, wtedy szeregowy żołnierz AK.

- Jakiż ja mogłem być wróg? - sam sobie zadaje retoryczne pytanie -Parę klas szkoły, parę nektarów ziemi. To wszystko, co miałem. Do AK należałem, bo do niej należeli wszyscy młodzi. Wstyd nawet było nie należeć! Wojna przeszła szczęśliwie. Popadłem do ruskiej niewoli pod Lwowem, ale Bóg dał spotkać na tej drodze jakiegoś ludzkiego Rosjanina. Jak postanowiliśmy z kolegą uciekać podczas postoju pociągu, to ten nasz strażnik jakoś tak niecelnie za nami strzelał, że nie trafił. Już wtedy, kiedy mówiliśmy mu, że chcemy pójść „na stronę", wydał się taki ludzki. „A iditie, iditie" - pozwolił, jakby się domyślał, co zamierzamy.

I okupacja szczęśliwie minęła. Piekło zaczęło się później.

O - rozchyla siwe włosy i pokazuje liczne blizny na głowie - to po kolbie nagana...

Kiedy NKWD ich otoczyło, nie zdążył skryć się do - przemyślnie urządzonego pod stajnią schronu. Uciekał w pole. Ścigający go NKWD-zista strzelał w biegu. Nie trafił. Wreszcie jednak był tak blisko, że nie pozostało nic innego, jak tylko się zatrzymać. Kazał się odwrócić i wtedy tą kolbą w głowę... Później, w czasie śledztwa, dowiedział się, że tamten nie miał już ani jednego naboju, że wszystkie podczas gonitwy wystrzelał. Do dziś jest sam na siebie zły, że tak głupio dał się wtedy złapać. Ocaliło go jedynie to, że nie odkryli wtedy schronu, w którym chował broń. Miał brata. Ten, po łapance, nie czekał dłużej, tylko prysnął przez granicę do Polski. Osiadł w Gdańsku, ale pod przybranym nazwiskiem. I tak już zmarł. Nawet na nagrobku nazywa się inaczej.

- Brat ukrywał się jak przestępca, nawet w Polsce bał się, choć jego przestępstwem była walka o Polskę.

Na Grodzieńszczyźnie działo się prawie to samo, co po polskiej stronie granicy. Tam także aresztowania często przypominały przypadkowe, rozdawane na oślep, ciosy. Często były to ciosy nie dające się tłumaczyć żadną logiką.

Bo jeśli NKWD likwidowało poakowską partyzantkę, to dlaczego wśród aresztowanych ponad połowę stanowili ludzie nie związani z AK?

Jeśli nawet przyjąć, że chodziło o wyniszczenie „wrogów ludu" -bogatych, nieprzychylnie nastawionych „klasowo", choćby teoretycznie mogących zagrozić nowej władzy to dlaczego brano biedniaków, podrostków, nawet starców?

Czy tak masową akcję da się wytłumaczyć incydentami pomiędzy czerwonoarmistami a ludnością polską? Ani przypadek, ani zdrada także nie wyjaśniają tragedii mieszkańców Suwalszczyzny.

I chyba nie należy szukać racjonalnego wytłumaczenia dramatu. Jedyną dostrzegalną logiką jest tu logika terroru. Tylko taka logika, dopóki nie ujawnią się ewentualne nowe źródła (chociażby archiwa NKWD), jest w stanie „wytłumaczyć" obławę.

Ludzie po prostu mieli się bać. I tak się stało. Wielu - o czym świadczą te osoby, które nie ujawniają swoich nazwisk - boi się do dziś. Boją się ci, których wtedy aresztowano i ci, którzy aresztowań dokonali.


< wróć | spis treści | dalej >

Copyright © 2000- Dzieci OnLine
Wszelkie prawa zastrzeżone.