ŻYRAFA
Po co żyrafa żyje?
- Żeby wyciągać szyję!
- To bzdura,
Żeby mieć głowę w chmurach!
PAW
Pióra puszy po uszy
I oczy ma pawie.
Kiedy się tak napuszy
Wygląda ciekawie?
HIPOPOTAM
- Panie hipopotamie,
powiem panu jednym zdaniem.
- Nie siedź długo w wodzie mętnej,
bo rozpuścisz się doszczętnie.
PROSIĘ
Wpadło prosię do kałuży
naumyślnie, nie niechcący?
Cóż, prosięciu błoto służy...
Ty bądź czysty i pachnący!
ŻABKA
Pokochaj żabkę,
Każda jest piękna.
W każdej królewicz,
Królewna zaklęta.
WRONA
Nie patrz wronie prosto w oczy,
Bo cię wrona zauroczy.
Czy wypadłeś spod ogona,
Że chcesz krakać tak jak ona?
Pies
Przyjacielem pies mój jest.
Tam gdzie ja, tam jest mój pies
On na wrogów moich szczeka
I z radością na mnie czeka.
Bóbr
Bóbr ma białe, mocne zęby
A szczególnie oba przednie.
Umyj swoje pierwszorzędnie
To bobrowi mina zrzednie.
Mucha
Mucha natrętna
Fruwa nadęta.
Nikogo nie lubi
I to ją gubi.
Zebry
Czy widziałeś zebry w mieście?
Nie, bo to nie dla nich miejsce.
Jednak są! Lecz nikt nie liczył
Ile zebr jest na ulicy.
Sroka
Raz sroka bujała w obłokach.
Wrażeniami się chciała dzielić.
Rozśmieszyła tym wróbelka,
Chce się dzielić? To złodziejka
ŚWIERSZCZ
Jest wieczór i pora spać...
- Przestań na skrzypkach grać!
Świerszcz umilkł na chwilę:
- Przestanę... jak nocka minie!
SNUJE PAJĄK PAJĘCZYNĘ
Snuje pająk pajęczynę
Snując przy tym plany wielkie
Kiedy skończył medycynę
Posiadł on rozumy wszelkie.
Wie skąd nitka mu wychodzi
Wie co w każdym kącie piszczy
Zna owadów dzień narodzin
Wie jak każdą muchę zniszczyć.
Tworzy sieć skomplikowaną
Nić połączeń radarowych
Siedzi w kącie już od rana
Słucha szumu fal radiowych.
Chcąc napełnić swą spiżarnię
Musi sprytem się posłużyć
Nie dostanie nic za darmo
Jak dostają dziś niektórzy.
On sympatią się nie cieszy
Dźwięczy w uszach cisza głucha
Może w sieci moje dzieci
Zerwie nitkę jakaś mucha?
W Trzcielu nad rzeczką
W Trzcielu nad rzeczką, gdzie
rosły trzciny
spały trzy trzmiele w cieniu trzmieliny.
Tak długo spały, pochrząkiwały,
że w Szczebrzeszynie
chrzęst chrząszczy w trzcinie
umilkł i zbladł.
W szczelinach młyna, obok Strzelina
w szczękach szczypawek strzępy strzykawek.
Nagle... trzask, potem prask!
A to w Trzęsaczu ziemią zatrzęsło.
Rzęsistym deszczem polało jeszcze.
Strach...
W trzęsawisku z rzęsą
zatrzeszczało przęsło.
Żabki wpadły do sadzawki,
A szczypawki do strzykawki.
Trzmiele jeszcze są w trzmielinie,
chrząszcze tam, gdzie... Gdzie Wieprz płynie.
Jeszcze trzeszczą drzazgi w przęśle,
w trzęsawisku rzęsą trzęsie...
Aż dziewczynka z wielką trwogą
odjechała hulajnogą.
Tak się skończył spacer w parku.
W miejskim parku, panie Bartku.
Teraz mocno oczka ściśnij
może też ci się coś przyśni.
PRZYGDAKAŁA KURA KURZE
Przygdakała kura kurze:
-Ty lenistwo masz w naturze!
Zamiast siedzieć wciąż na grzędzie,
może jajka znosić będziesz?
Może wyjdziesz na podwórze
i wytrzepiesz z piórek kurze?
Może twarz przemyjesz w wodzie?
Już po słońca jest zachodzie.
Gdy tak będziesz siedzieć dłużej,
złapać łapki możesz kurze.
Przestraszyła kura kurę:
- Muszę zwalczyć swą naturę!
Popatrzyła do lusterka:
- Kurza twarz to sprawa wielka.
- Mam swój móżdżek, kurzy wprawdzie,
(między nami, tak po prawdzie),
na to też się rada znajdzie.
- Pójdę rano do apteki,
tam na wszystko mają leki.
Kupię lekarstw całą furę
i odmienię swą naturę!
Tak wieczorem planowała...
Rano o tym zapomniała.
Bezowocna każda mowa,
kiedy kura jest domowa.
A TO PECH
Gąsior staje mi na drodze
Zawsze syczy, gdy przechodzę.
Czuję wtedy się okropnie...
Niech to wszystko gęś dziś kopnie!
DOBRANOC,
SYNKU
Płyną dni bez Ciebie
bez Różanych Płatków
bez życzeń na dobranoc:
„Kumkających żabek
i stada niedźwiadków”
Bez Perełki Czarnej
Malutkiej Kruszyny
Groźnego Tygrysa
Wesołej Ptaszyny
Już
wieczór
jest
telefon
dzwonię
Wiesz co?
Kocham Cię synku
Cicho, wiem
Kocham cię matko
Dobranoc
Kumkających żabek
i... stada niedźwiadków!
DZIŚ SĄ
TWOJE URODZINY!
Kiedy słonko dziś zaświeci
Będą Tobie śpiewać dzieci.
Będą imię Twe opiewać,
Będą Tobie dzieci śpiewać.
Chwalić Ciebie w każdej dobie.
Dzieci śpiewać będą Tobie.
Na wysiłek się zdobędą,
Dzieci śpiewać Tobie będą.
Lepsze będą od skowronka,
Będą śpiewać i bez słonka.
By był uśmiech na Twej buzi
Będą śpiewać jeszcze dłużej.
Od niedzieli aż po wtorek
Aż nie zedrą swych gardziołek.
Cicho sto lat będą nucić,
By Twej buzi nie zasmucić.
Byś z twarzyczką uśmiechniętą
Przebrnął przez coroczne święto.
By kochały Cię dziewczyny.
Życzy mama w Urodziny.
[Wierszyk
można wykorzystywać, zmieniając
niektóre wersy, jako życzenia na laurce.]
MOJE
MIASTO
[Piosenka]
Raz przyszedłem do szkoły znudzony
Tak znudzony, znudzony jak mops.
A tu pani przychodzi z historii
I zaczyna nam śpiewać tak w głos.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica.
Moje miasto, to moja Legnica.
Ja tu czuję historii serc bicia.
Legnica, Legnica, Legnica.
Tu Władysław Wygnańcem był zwany,
Bo go bracia wygnali stąd precz.
Na obczyźnie on musiał umierać
Lecz swym synom zostawił tę pieśń.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica ...
Na te ziemie powrócił syn jego
To Bolesław Wysoki a wnuk,
Wnuk to Henryk Brodaty z Jadwigą
Zbudowali to miasto, nasz gród.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica ...
Na tych ziemiach zapisan w historii
Prawnuk książąt, to Henryk Pobożny
Choć wplątany w zawiłość historii
Nam, swym synom, zostawił rytm serc.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica ...
Na Legnicę napadli Tatarzy
I "biegajcie" zakrzyknął ktoś z nich.
Pole boju opuścił kniaź Mieszko
Ale w zdradę nie wierzy z nas nikt.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica ...
Tatar odniósł zwycięstwo podstępem.
Księciu głowę ściął tatarski kat.
Choć rozpadła się Piastów monarchia
Nasze miasto Legnica wciąż trwa.
Ref.
Legnica, Legnica, Legnica .
Moje miasto, to moja Legnica.
Ja tu czuję historię, sens życia.
Legnica, Legnica, Legnica.
NOC
ŚWIĘTOJAŃSKA, WAKACJE!
Pamiętasz tę noc
świętojańską,
na strychu bożęta domowe?
Wianki puszczane na wodę
i białe noce przed wschodem?
Gdy kwiaty paproci zakwitły,
marzenia zwróciłaś ku gwiazdom.
Jak niegdyś poganie modlitwy
wznosili do bogów przyjaznych.
Gdy świt zobaczysz przed wschodem
lub zmrok po zachodzie słońca
zapragniesz, by z gwiazd korowodem
te chwile trwały bez końca.
Już pora rozpalić ognisko...
Zostawić za sobą... Już wszystko!
Przed Tobą wakacje z przygodą.
Wyruszaj! ...I ciesz się swobodą!
NA
JEZIORACH
Rzęsa zakwitła.
Na dotyk wiatru czeka
Żagiel samotny.
W DOBRYM
STYLU DOBRYM STYLEM
Chodźmy dzisiaj nad jezioro
Jest nas w sam raz
Jest nas czworo.
Popływamy dzisiaj stylem.
Jedno żabką z nas popłynie,
Ja popłynę w tył delfinem,
Ona pieskiem, on motylem.
To by było dziś na tyle.
A ty jakim pływasz stylem?
SKOWRONEK
W moim domu mieszka
Ptaszyna Wróblewska.
Mój Skowronek i Trzpiot.
Dzierlatka. To...
To
jest...
...Agnieszka!
KAŻDE
DZIECKO JEST KOCHANE
Każde dziecko jest kochane.
A przez kogo? A przez mamę!
Z mamą możesz wszystko zrobić
Mama Tobie nie zaszkodzi.
Poprzez całe swoje życie
Kocha Ciebie należycie.
I wymyśla Ci imiona...
Jakie śmieszne! Niech ja skonam!
Dla niej jesteś więc koteczkiem,
Najpiękniejszym w świecie dzieckiem.
Dla niej jesteś cud istotką,
Niemal świętą, niemal boską!
Od momentu Twych narodzin
Setki imion wypowiada.
Które Ciebie nie obchodzi?
Które Tobie odpowiada?
Zapytała w końcu mama:
Czy Wróbelek, czy Kruszynka?
Czy Prosiaczek, czy Ptaszynka?
A ponadto Ci wyliczę:
Był Tygrysek, była Żabka,
Była Pupcia. A to wpadka!
Skunks i Lwiątko, Wiewióreczka,
Śliczna Mordka i Małpeczka.
Głupia Gąska, Kurka, Kózka,
I Kaczuszka, Piękna Wróżka.
Biedroneczka, Konik Polny
I Robaczek, Maluch Zdolny.
Był Niedźwiadek i był Misiu,
Było Złotko, Słodkie Pysiu.
Ile Imion! Nie wyliczę!
Zapomniane w straty piszę.
Które Ci się spodobały?
Które słyszysz od swej mamy?
A na koniec... Niespodzianka!
Usiądź przy mnie, usiądź
grzecznie.
Przecież jesteś Mądrym Dzieckiem.
Znajdziesz oto, w tej książeczce
Kilka Imion swoich jeszcze.
BOCIAN I
ŻABA
Przyszła żaba do bociana:
- Chcę wyjść za mąż, proszę pana.
Jestem w panu zakochana,
Chcę wyjść za mąż, chcę za pana!
Bocian wzdrygnął się nerwowo:
- Pani? Żaba? Moją żoną?
Widzę żabo, żeś bez mała
Na mym punkcie oszalała!
- Pana pamięć boćku krótka,
Przecież lubisz żabie udka.
- Niech się pani nie ośmiesza!
Połknął żabę i odleciał.
Od tej pory budzi echo
W dziobie boćka żabi rechot.
W TO MI
GRAJ!
Grasz na nerwach i na nosie
Bo chcesz pierwsze skrzypce grać.
W to mi nie graj, ja nie znoszę
Gdy w zakryte karty grasz.
Lepiej zagraj mi do tańca
Niech w nas krew gorąca gra.
Tyś do tańca i różańca,
Grasz otwarcie, wszystko gra!
Na uczuciach nie graj moich.
W ciuciubabkę po co grać?
Grać na zwłokę nie przystoi
A na cztery ręce, tak!
ILE KROPEK
MA BIEDRONKA?
Za górami za lasami,
Za morzami, nad wydmami
Stał osiołek na pstrej łące
I przyglądał się biedronce.
Coś przeżuwał, przy tym chrząkał:
- Ile kropek ma biedronka?
Nie mógł kropek się doliczyć,
Choć uparcie mózg swój ćwiczył.
Nie znał liczb powyżej pięciu
A tu trzeba do dziesięciu.
Może Krzyś mu dopomoże
Zanim sen osiołka zmoże?
Krzysiu myśli, jęczy stęka:
- Ja nie umiem na dwóch rękach
odejmować i dodawać.
W końcu to biedronki sprawa.
Niech mu sama o tym powie
Ile kropek ma na głowie.
- Nie na głowie, na skrzydełkach
a to jest różnica wielka.
- Chciałem tylko zauważyć,
że w kropeczkach jej do twarzy.
- Krzysiu, żarty sobie stroisz
a osiołek jak stał, stoi.
I nie może z miejsca ruszyć
A ty mi tu głowę suszysz.
- Już rozumiem! - Krzyś zawołał -
- Jemu jest potrzebna szkoła!
Kiedy skończą się wakacje
Uczcie dzieci się zażarcie.
Uczcie dzieci się na zdrowie,
Żyć przeszkadza pustka w głowie.
I postawił wielokropek:
...
- Ile ma biedronka kropek?
.......
CZARUŚ
Czarujący jest ten pan.
Całą gębą, pełny szpan!
Erudycją imponuje.
Tylko po co
mnie
czaruje?
Jest on ósmym cudem świata!
Czy ty masz takiego brata?
W STARYM
LESIE NA POLANIE
W starym lesie na polanie
zebrał się owadów rój.
Znowu zaczną wałkowanie
materiałów ten sam zwój.
Moskitierę rozstawiły
by im nie przeszkadzał nikt.
Tak na apel się stawiły
całą chmarą. W jeden mig!
By tradycji obrad sprostać
i nie stracić myśli wątku,
nie wysilać się a dostać...
zaczynają od początku.
Jak przed ptactwem się uchronić,
żywiołowych, różnych klęsk.
Jak już więcej łez nie ronić,
jak spokojne życie wieść.
Pełną garścią i z godnością
z życia brać, co życie da.
W ciągłym strachu, to z pewnością,
już nie mogą dłużej trwać.
I co wcześniej uchwalili...
By chcieć całym lasem trząść,
muszą wszyscy, w jednej chwili,
przede wszystkim w garść się wziąć.
Nie drżeć jak osiki listek,
chować głowę jak struś w piach
co jest jasne, oczywiste.
Pierwszy wniosek... zwalczać strach!
Trzeba tylko sposób znaleźć,
nie być tchórzem tak jak ssak.
W swojej grupie się odnaleźć,
wypowiadać słówko... tak!
Przy czym, żeby twarz zachować,
nie być pysznym tak jak paw,
trzeba się zorganizować
i pilnować własnych spraw.
Tego było już za wiele
na owadzi mały łeb.
Zrozumiały, lecz niewiele.
Chcą czasami mówić... nie!
Przyglądały się im ptaki
i jak niesie lotna wieść
podzieliły ich na takich
kto szkodnikiem jest, kto nie.
Jak poruszać się w przestrzeni
to nie sztuka byle jaka.
Złe nawyki jak wyplenić
lepiej widać z lotu ptaka.
Widać, że na bożym świecie
walczyć trzeba wciąż z robactwem.
Wszystko dziwnie się dziś plecie.
Święta prawda, zło z krętactwem.
A tymczasem na polanie
w starym lesie... Jednym zdaniem...
Nic się dziś nie wydarzyło,
po staremu jest jak było.
A dlaczego tak się dzieje,
że nie mogą dojść do ładu?
W społeczeństwie grup owadów
nie ma ładu ani składu?
Po to właśnie się zebrały
na polanie w starym lesie,
odpowiedzieć na pytanie:
czemu wieść się taka niesie?
Każda plotka jest stugębna
i choć przyszła demokracja,
po staremu, jak bezzębna,
rządzi młoda generacja.
Dalej wzrasta bezrobocie,
nie ma co do garnka włożyć.
By nie grzęznąć po pas w błocie
trzeba świetność nam odtworzyć.
Spadły na nas obowiązki,
na nas, młodą generację.
Z kapitałem, bez nawiązki
otworzymy restaurację!
Nadzwyczajne! Rewelacja!
Dał się słyszeć brzęk owadów.
To jest proste! Restauracja!
Dość wiwatów! Dosyć czadu!
Późno jakoś się zrobiło...
Słońce zaszło, hen za lasem.
Taki apel! Jak nam miło!
Jutro zaczną... A tymczasem
ptaki dawno odleciały,
opuściły stary las.
Tuż po zmroku słodko spały.
Nie ich sprawa, póki czas.
Słońce wstało... Na polanie
w zgodnym rytmie praca wre.
Zaraz przerwa na śniadanie...
Jak na razie nie jest źle!
Fundamenty wylewają,
ktoś do kąta schował się?
Niemożliwe! Wyciskają
krwawej pracy piętno swe.
Pracą motyl dyryguje,
on najstarszy rangą jest.
W rytmie wiatru podryguje,
to Admirał. Kropka. Cześć.
Skrzydła czarne, ubarwione,
rozpostarte ma szeroko.
W paski białe i czerwone.
Argusowe jego oko.
Koryguje wiele postaw
wobec życia, losu, biernych.
Choć to praca jest od podstaw
i wysiłek to niezmierny.
Na budowie chrzęst i chrobot,
trzaski, zgrzyty i cykanie,
dzwonki, chrobot, skrzyp i klekot
i wzajemne zagłuszanie.
Starannością zadziwiają
i choć czasem w brzuchu burczy,
siódme poty wyciskają.
Tak pracują, że aż furczy.
Bezpośrednio po śniadaniu
zabrał głos admirał motyl
mówiąc coś tam o przetrwaniu,
czy coś podobnego o tym.
Kto był w pracy użytecznym,
kto pracował a kto nie.
Kto owadem pożytecznym,
kto z nich dziś wyróżnił się.
W pracy więc się wyróżniły
pszczoły, mrówki i biedronki.
Gnojak wypruł sobie żyły
a kruszynek... zbijał bąki.
Pająk piękne tkał dywany,
łapał przy tym na lep muchy.
A jelonek rogacz znany
podczas pracy robił fuchy.
Po miesiącu z wielkim trudem
postawiły restaurację.
Motyl z funkcji zrezygnował,
uprawnienia dał szczypawce.
Nikt wszak nie chce dziś kierować
społeczeństwem tak jak to.
Dla nich zdrowie, czas marnować
i niechybnie pójść na dno.
Na spotkanie w starym lesie
idzie chłopiec i coś niesie.
W ręku muchę w kropki trzyma,
czeka tu już nań dziewczyna.
W jasnych włosach ma motyla.
Czy ten motyl to admirał?
Są radośni i są młodzi,
nic ich więcej nie obchodzi.
Uczą życia się od nowa,
jak naturę opanować.
Nie ma co tu dużo gadać...
I jak bajki opowiadać!
Trudno znaleźć swoje miejsce
w każdym głupim społeczeństwie.
W takim, nawet pośród swoich,
jeden się drugiego boi.
NIE W KIJ
DMUCHAŁ
Zacznę chodzić prosto, dumnie
gdy się zjawisz znowu u mnie.
Ja na zimne będę dmuchać
a Ty w rączki będziesz chuchać.
Zdobyć przyjaźń to niemało.
Lepiej dużo mieć niż mało.
Lepiej dmuchać niźli chuchać.
To jest prawda, nie w kij dmuchał!
WODO
CZYSTA!
Wodo czysta!
z Ciebie
życie czerpię,
z Tobą
w strugach deszczu
zamarzam,
Tobą
polewam i chlustam.
Jesteś słodka.
I słona.
Do głowy uderzasz,
sodowa.
Pachniesz,
kolońska, kwiatowa.
W Tobie
gorącej
kąpany
zanurzam się
i gaszę pragnienie.
Wodo otwarta!
I cicha.
Wiele Ciebie upłynie
zanim w kipiącej
zawrzesz topieli.
Zanim
postawię Cię
na herbatę.
ZOSIA WAGAROSIA
Raz w tygodniu, nie do wiary
Chadza Zosia na wagary.
Praca z książką Zosi szkodzi,
Ława szkolna nie obchodzi.
Głowę ma nie od parady,
Pokochała w las wypady.
Ma tam miejsce upatrzone,
Swoje miejsce wymarzone.
Przesiaduje na kamieniu.
A to wałkoń, a to leniuch!
W swoją gwiazdę święcie wierzy,
Z przerażenia włos się jeży.
Przed oczami ma widoki
Szczere pole, świat szeroki.
Pod stopami grunt rozmiękły,
To jest Zosi świat zaklęty.
Żadną miarą nie uwierzysz,
Słucha w lesie wiatru zwierzeń.
Myśli z wiatrem, hen daleko
Wylatują wartką rzeką.
Fantazjuje bez korzyści,
O nauce ani myśli.
Jęczy, stęka i marudzi.
Jak tak można, tak się nudzić!
Nie wie czemu wrona czarna,
Czemu sroka jest dwubarwna,
Po co Jaś wysoko mierzy,
Kot na widok psa się jeży?
Z każdej muchy zrobi słonia,
Wielkich cudów nie dokona.
By kolegom imponować
Nawet siebie zrobi w konia.
Myśli kładą się pokotem,
Nawet świnię zmiesza z błotem.
Siedzi, dzieli włos na czworo,
Z czego głupcy przykład biorą.
I w efekcie... Jasno powiem,
Ma zupełną pustkę w głowie!
Czy jak Zosia nie znasz miary
I pochwalasz jej wagary?
Twej naturze odpowiada
To, co Zosia wciąż wyprawia?
A, czy kiedy jesteś w szkole
Zamiast uczyć się, swawolisz?
Kiedy przykład weźmiesz z Zosi
Będziesz zawsze goły, bosy.
Ucz się pilnie póki czas
By nauka nie szła w las.
W LESIE, CO SŁYCHAĆ?
Hukanie barana po lesie
Po niebo wysoko się niesie.
I wznosi się wyżej, i wyżej,
Księżyca jest coraz to bliżej.
Usłyszał puszczyk hukanie:
Jak możesz tak wrzeszczeć, baranie?
Hukanie to moja domena,
Zabieraj się stąd! Już cię nie ma!
Jak Marek po piekle się tłuczesz,
Potrafisz jedynie buczeć.
Nie chcemy takiego kompana,
Co ryczy od nocy do rana!
Zwierzętom i ptakom nie daje
Odpocząć po dniu ciężkich zajęć.
Już księżyc się schował za chmury,
Dzień wstanie, przez ciebie, ponury.
I co począł baran, biedactwo?
Wziął zamilkł... jak chciało ptactwo.
Od tego czasu, wieść niesie,
W uszach, cisza dzwoni w lesie.
NO PROSZĘ!
Gdy lubię zajączka w buraczkach,
Z jabłkami smakuje mi kaczka,
A z kurą brusznica przypadnie,
To jestem jaroszem? Kto zgadnie?
W CUKIERNI
Wpadły dzieci do cukierni
- Jest pan Pączek?
- Nie ma, zjedli!
Tak im rzekła żona Pączka
Dzierżąc ciasto w tłustych rączkach
A naprawdę jak to było
Co w cukierni się zdarzyło
Zabrzmi może to potwornie
Włożył buty, kurtkę spodnie
Cukrem nosek przypudrował
I jak leżał, wyparował
- Ktoś by myślał, że przesadzam
On po prostu mi przeszkadzał!
Nie wierzycie? Już od rana
Taka byłam skołowana
Wyrzuciłam na ulicę
Przepadł, zginął, jak widzicie
Nie ma go na kontuarze
I nic na to nie poradzę
Oburzony wypowiedzią
Ten, co zawsze cicho siedział
Pewien malec bardzo mądry
Rzekłbyś nawet bardzo zdolny
Jak dąb rosły i odważny
Głosem pełnym i rozważnym
Choć miał duszę na ramieniu
Za kolegów, w ich imieniu
Wziął z młodzieńczą krzyknął swadą:
- Chcemy pączka z marmoladą!
To co pani opowiada
To jest w końcu pani sprawa!
To jest wszystko śmiechu warte
Dzisiaj mamy tłusty czwartek!
Szczęściem stał przy koleżance
Szepnął do niej:
- Wody! W szklance!
Tak mu słabo się zrobiło
Omal kozła nie wywinął
O włos bliski był omdlenia
Taki kres był wystąpienia
Pani Pączek przerażona
W głowie się jej to nie mieści
Zachowaniem tym zdziwiona
Tchu nie mogąc złapać w piersi
Na wysiłek się zdobyła
I o ciszę poprosiła
- Dobre sobie, dobre sobie!
Coś z tym fantem muszę zrobić
Czy ja dobrze zrozumiałam
Czy też zmysły postradałam?
Zaraz złapie mnie gorączka
Wy coś chcecie? Oprócz pączka?!
Nie schowałam go pod ladą
Pączek znikł wraz z marmoladą!
Nie ma po nim ani śladu
Proszę sobie wyobrazić
Przez calutką noc się smażył
Chciał odpocząć, chciał ochłonąć
Słowa prawdy się obronią
Nie ma żadnej w tym przesady
Z brzuchem pełnym marmolady
Wybiegł z domu, o próg potknął
jeszcze słyszę: żegnaj kotku!
A zmartwienia miał niewąskie
Nie chciał być łakomym kąskiem
Nagle drzwi się otworzyły
Wleciał pączek ledwie żywy
Leciał, leciał, spadł na ladę
W locie zgubił marmoladę
Z lady wpadł wprost do talerza
- Własnym oczom nie dowierzam!
Spadłeś pączku prosto z nieba
Teraz mogę ciebie sprzedać
Dzieci były zachwycone
Przechwyciły szybko pączka
I wybiegły jak szalone
Tak dobiegła bajka końca
Życie dziwnie losy plecie
Pączek dzisiaj jest na diecie
Wyprowadził się w cukierni
I sprzedaje w pasmanterii
I wspomina po dziś dzień:
- Tłusty czwartek to był dzień!
A w cukierni jak w cukierni
Smutno jest bez pana Pączka
W niej za ladą stary piernik
Oferuje róże w pączkach
Sama się dziś dowiedziałam
Jak to było przekazałam
Pani Pączek poprosiła
Abym morał wygłosiła:
Nie smaż się we własnym sosie
Bo ci życie da po nosie
|