Agata Widzowska-Pasiak
Przyjaciele
Smutaś i Wesołek byli dobrymi przyjaciółmi. Wprawdzie różnili się
poczuciem humoru, ale zawsze tęsknili za sobą i szukali swojego
towarzystwa. Gdy Smutasiowi było źle na świecie, Wesołek robił
wszystko, aby rozbawić przyjaciela. Smażył naleśniki, które
podrzucał pod sam sufit, robił głupie miny, albo kwiczał jak różowy
prosiaczek. Zawsze udawało mu się zrobić coś tak śmiesznego, że
Smutaś uśmiechał się delikatnie, a czasami to nawet płakał ze
śmiechu!
Ale od kilku dni, Smutaś był wyjątkowo przygnębiony i nie rozbawiły
go nawet bańki mydlane, puszczane z balkonu na siódmym piętrze.
Wesołek namalował sobie brodawkę na nosie, zrobił buraczane rumieńce
i udawał, że lata na miotle, ale udało mu się jedynie wymieść dwie
pajęczyny, a Smutaś ciągle był smutny.
- Już wiem! - wykrzyknął Wesołek. - Zapraszam cię do Wesołego
Miasteczka.
Opróżnili częściowo swoje skarbonki i po dwudziestu minutach
znaleźli się przy bramie z napisem "Gilgolandia". Były tu trzy
rodzaje karuzeli, pokoiku Krzywych Luster, mini - kolejka oraz pan
Cukrowa Wata, wyjątkowo słodki i uprzejmy.
Przyjaciele wybrali karuzelę z mnóstwem zwierzątek. Wesołek pomógł
Smutasiowi wdrapać się na grzbiet zezowatego wielbłąda, a sam
wgramolił się na konika z zajęczą wargą.
- Juhhuuuuuu! - zawołał głośno, gdy karuzela ruszyła. - Smutasiu, ja
gonię ciebie, a ty mnie. Jak myślisz, kto kogo złapie?
- Nie wiem. - odpowiedział Smutaś. - Kręci mi się w głowie...
Kiedy karuzela się zatrzymała, Wesołek zauważył, że jego przyjaciel
posmutniał jeszcze bardziej. Postanowił zabrać go do pokoiku
Krzywych Luster, bo tam każda buzia robi się gruba jak dynia albo
chuda jak marchewka i można pęknąć ze śmiechu.
Wesołek podszedł do pierwszego zwierciadełka i naprężył bicepsy,
które wyglądały jak dwa malutkie tic - taki.
- Cha, cha, cha! - zobacz jaki ze mnie bohater. - Nawet myszka by
się nie wystraszyła!
Smutaś spojrzał na przyjaciela, a potem na swoje własne odbicie w
lustrze. Jego nos był trzy razy większy niż zwykle, a głowa
wyglądała jak wielka patelnia, na której smaży się jajecznicę.
Pomyślał: "Ojejku, jaki jestem brzydki" i rozpłakał się tak głośno,
że pan Cukrowa Wata zapomniał wsypać cukier do swojej maszyny i
nadstawił ucho...
Wesołek pokazał przyjacielowi inne lustro, w nadziei, że odbicie w
nim okaże się najśmieszniejszym odbiciem na świecie. Ale zasmarkany
Smutaś wyglądał w nim jak zmokła kura, po której spływa deszcz.
- Biegnijmy pojeździć kolejką! - zawołał Wesołek. Wierzył, że tylko
stara, przyjazna ciuchcia z kominem może pocieszyć każdego
podróżnika.
Ciuchcia była malutka, a każdy jej wagonik miał inny kolor:
czerwony, zielony, niebieski...
Z żółtego komina wydobywał się wesoły dym, który tańczył na wietrze
rock and rolla. Ciuchcia podśpiewywała "tuut tuuuut" i pędziła w
stronę pobliskiego jeziora.
- Smutasiu, pobawmy się w wymyślanie nazw stacji! Na przykład "Stacja
Ubikacja" albo "Stacja Kłujące Pokrzywy". - zachichotał Wesołek.
"Stacja Smutacja" - odpowiedział mu przyjaciel.
"Stacja Wesoła Pchła"!
"Stacja Nos Na Kwintę" - zaproponował Smutaś.
"Nie, nie! To musi być coś radosnego, bo inaczej nikt by na takiej
stacji nie wysiadł!"
Smutaś myślał, myślał, ale im dłużej się zastanawiał, tym bardziej
czuł się bezradny.
Nie widział w swym otoczeniu nic zabawnego, a już z pewnością nie
widział tego w sobie.
Zniecierpliwiony Wesołek leciutko szturchnął przyjaciela, żeby
wyrwać go z markotnego zamyślenia. I wtedy nastąpiło coś
przedziwnego: Smutaś zachichotał!
Wesołek dotknął go delikatnie w lewy bok, a Smutaś aż podskoczył
radośnie.
"Już wiem! - krzyknął Wesołek - ty masz łaskotki. Dlaczego wcześniej na
to nie wpadłem?!"
Od tej chwili, dwaj przyjaciele byli uśmiechnięci od ucha do ucha,
opowiadali sobie wesołe historie, a Smutaś wołał:" Uwaaaaga!
Zbliżamy się do stacji końcowej. Stacja Łaskotacja, proszę wysiadać!
Dopiero teraz dwaj przyjaciele zrozumieli dlaczego Wesołe Miasteczko
nazywało się "Gilgolandia" oraz, że każdy smuteczek ma coś, co
potrafi go rozbawić: łaskotki!
Kiedy więc będzie ci smutno, szukaj ich za uszami, na boczkach, na
piętkach albo na szyjce. Gili gili, moi mili!
|