Agata Widzowska-Pasiak
Bajka o koniku
Stefanka bała się koni. Obserwowała je z daleka i myślała, że są
bardzo piękne, ale nigdy nie chciała się do nich zbliżyć. Traktowała
je jak wielkie olbrzymy z kopytami, które mogą kopnąć i z zębami,
które mogą ugryźć. A ona sama była przy nich jak mała rodzynka.
Pewnej nocy, Stefance przyśnił się dziwny sen. Stała na środku łąki
, ale była tak malutka, że źdźbła trawy sięgały jej ponad głowę. Po
chwili, dziewczynka usłyszała piskliwe "iiicha cha", do złudzenia
przypominające rżenie konia. Wstała i cichutko podeszła do kępy
koniczyny, rozchyliła łodyżki i... otworzyła buzię ze zdziwienia!
Przed nią stał zielony konik polny, z siodłem na grzbiecie, który co
chwilę podskakiwał jak sprężynka. Im wyżej skakał, tym głośniej
wołał "iiicha cha, iiiiiiiicha cha!".
- Kim jesteś? - spytała Stefanka.
- Jestem Zielnik, najbardziej rozbrykany konik w łąkowej stadninie.
Jeśli chcesz, możemy razem wybrać się na przejażdżkę. Świetnie
kłusuję, ale jeśli lubisz, gdy wiatr rozwiewa ci grzywę, to możemy
nawet pocwałować!
- Pocałować? Ja ciebie?
- Ależ nie pocałować, tylko pocwałować! - roześmiał się konik.- To
określenie najszybszego biegu konia, jeszcze szybszego niż galop.
- Achaaa.....
- Mam do ciebie prośbę.- powiedział Zielnik. - Czy mogłabyś poprawić
mi siodło, bo strasznie mnie coś uwiera w lewym boku. Chyba mam za
mocno ściśnięty popręg.
Stefanka nieśmiało zbliżyła się do konika. Nie był duży, nie miał
żadnych kopyt i wyglądał bardzo przyjaźnie. Dziewczynka dotknęła
siodła i przesunęła zapięcie o jedną dziurkę.
- Dziękuję pięknie! A mogłabyś mnie jeszcze wyszczotkować?
- Przecież ty nie masz sierści. - zaśmiała się Stefanka.
- Ale mam swoją maść. Są konie gniade, kare, siwe, a ja jestem
zielonej maści. Kiedy jestem wyczesany, moja maść błyszczy w słońcu.
Stefanka wzięła do ręki miękką szczotkę i dokładnie uczesała
Zielnika. Odgarnęła zieloną grzywkę z jego czoła i zrobiła twarzowy
przedziałek. Rzeczywiście, konik w koniczynie prezentował się
znakomicie.
- Iiiicha cha! Wskakuj na mój grzbiet, zabiorę cię na przejażdżkę.-
zawołał radośnie.
I po chwili galopowali razem przez łąki, potrącając po drodze maki i
dzwoneczki, a wiatr rozwiewał jasne włosy dziewczynki. Czuła się
bezpiecznie i pewnie, mocno opierając nogi w strzemionach i
trzymając się grzywy konika. Konik zatrzymał się na zacienionej
polanie, gdzie Stefanka ujrzała dwadzieścia innych koników polnych.
Wszystkie zdjęły siodła, napiły się deszczowej wody i zniknęły za
wielkim pniem.
- Usiądź sobie wygodnie. To będzie niespodzianka. - wyszeptał Zielnik.
Po chwili, na jego szczycie pojawiła się cała orkiestra świerszczy,
które ukłoniły się pięknie, nastroiły instrumenty i rozpoczęły
skrzypcowy koncert. Dziewczynka siedziała oczarowana muzyką, a
słuchając wyobrażała sobie jak galopuje po pięciolinii, przeskakując
nuty, półnuty i ósemki. Hop, hop, hop...I wtedy wyskoczyła ze
swojego snu.
W sobotę, rodzice wybrali się ze Stefanką do stadniny koni. Jakież
było ich zdumienie, kiedy córeczka oznajmiła, że chce pogłaskać
gniadego Rodana. Potem chciała go wyszczotkować, a na koniec zrobiła
mu na grzywie warkoczyki! Bez problemu dała się namówić na krótką
naukę jazdy na ląży i z łatwością nauczyła się anglezować.
Ale najbardziej zadziwiła mamę swoim pytaniem:
- Mamusiu, czy konie potrafią grać na skrzypcach?
|