Agata Widzowska-Pasiak
Bajka o ciszy
Tobiasz urodził się z gitarą w ręku. Tak mówiła ciocia, chociaż nikt
w to naprawdę nie wierzył, bo przecież gitara nie zmieściłaby się u
mamy w brzuchu.
Urodził się i od razu zaczął śpiewać jak solista operowy. A potem
nie było już spokoju...
Tobiasz był muzykiem od pierwszego wejrzenia, a potem od drugiego i
od trzeciego. Bębnił na garnkach, trąbił na udawanej trąbce, robił
cymbałki z butelek po soku marchwiowym i codziennie witał rodziców
swoją nową kompozycją, na przykład "Umtata, umtata, bum!"
Przy jedzeniu Tobiasz wystukiwał paluszkami rytm na stole, a po
jedzeniu wskakiwał na kanapę z rakietką tenisową i grał na basie.
Wszyscy bardzo kochali Tobiasza, ale do szczęścia brakowało im
czasami zwykłej, najzwyklejszej ciszy.
- Tak bardzo boli mnie głowa. - powtarzała Mama. A Tata nosił w
uszach watę.
Tobiaszek postanowił wyruszyć na poszukiwanie ciszy. Zabrał ze sobą
torebkę foliową i paczkę precelków, na wypadek gdyby cisza miała
ochotę na małą przekąskę.
Na podwórku ciszy nie było. Dzieciaki hałasowały, huśtawki
skrzypiały, a jamnik gonił kota i szczekał tak głośno jakby był
potężnym wilczurem.
- Dlaczego wszyscy tak hałasują? - zastanowił się Tobiasz.
Poszedł w stronę ulicy, ale nie zbliżał się do niej zbytnio, bo
kiedyś obiecał to Mamie. Niestety, tutaj również nie było ciszy.
Samochody warczały, a tramwaje wydawały dźwięki podobne do tych,
które wydaje stado baranów dzwoniąc zawieszonymi na szyi
dzwoneczkami. Próbował złapać trochę ciszy do torebki foliowej, ale
wydawało mu się ,że tylko się ubrudziła spalinami i sadzą.
- Gdzie w takim razie znajdę ciszę? - pomyślał chłopiec drapiąc się
po głowie. - Już wiem! Tam na pewno jest cisza! - powiedział głośno
i pobiegł w stronę parku.
Dookoła było dużo zieleni, na ławkach siedziały cichutkie,
kruchutkie staruszki i robiły na drutach kolorowe skarpetki dla
swoich wnucząt.
Tobiasz rozsypał pod drzewem trochę precelków jako przynętę dla
głodnej ciszy. Po chwili rozpostarł torebkę, złapał do niej
powietrze i szybciutko zawiązał supełek.
- Mam ciszę! Mam ciszę! - krzyknął uradowany.
- Dlaczego tak hałasujesz? - odezwała się wystraszona staruszka.-
Lepiej posłuchaj jak ptaszki pięknie śpiewają.
- Ptaszki... - zmartwił się Tobiasz i przyłożył ucho do swojej
torebki. W torebce nie było słychać ptasiego śpiewu, ale... torebka
była pusta!
*
Chłopiec wracał do domu bardzo zmartwiony. Nie przyniesie Mamie
lekarstwa od bólu głowy, ale może w zamian za to zagra jej na
gitarze?
- Gdzie tak długo się podziewałeś, kochanie? - spytała Mama. - Już
zaczynałam się martwić.
- Szukałem ciszy dla ciebie i dla taty, ale nigdzie jej nie ma. Ani
na podwórku, ani na ulicy, ani w parku...- podał Mamie pustą foliową
torebkę, a mała łza spłynęła mu po buzi.
Mama przytuliła synka i przez chwilę kołysała go w ramionach. I
wtedy oboje usłyszeli coś szczególnego, bardzo delikatnego, coś co
mogli określić tylko jednym słowem: CISZA.
Cisza usiadła przy nich na tapczanie, uśmiechnęła się od ucha do
ucha i wcale nie poprosiła o precelki.
Tego wieczoru Tobiasz nie zagrał na gitarze ani na żadnym innym
instrumencie.
Bo cisza w ramionach Mamy to najpiękniejsza muzyka.
|