Agata Widzowska-Pasiak
Karaluchy pod poduchy
Przy łóżeczku Stasia paliła się kolorowa lampka.
Mama przytuliła synka i powiedziała:
- Dobranoc, pchły na noc, karaluchy pod poduchy,
a szczypawki do nogawki! Śpij, mój urwisie.
- Dobraaaanooooc... - odpowiedział ziewający Staś.
Mama wyszła z pokoju, a chłopiec pokręcił się
jeszcze trochę, podrapał się po nosie i zasnął.
Ze snu wyrwały go cichutkie chichoty... Staś otworzył oczy i rozejrzał
się dookoła, ale nikogo nie zauważył.
- Hi, hi, hi. Hop, hop, hop! – usłyszał tuż przy
uchu.
Na poduszce skakały trzy rozbrykane pchełki
ubrane w piżamki. Każda piżamka miała inne wzorki: w paski, w kratkę i
w kwiatki. Dzięki tym barwnym strojom, pchły były wyraźnie widoczne i
odbijały się jak kolorowe piłeczki.
- Co wy tu robicie? - spytał zdziwiony Staś.
- Hi, hi, hi, skaczemy sobie.
- W moim łóżku?
- No tak, przecież twoja mama wyraźnie
powiedziała: „Dobranoc, pchły na noc.”
- Ale...
- Ale my nie lubimy spać. My lubimy skakać, hi,
hi... Jeśli będziesz nas liczył, to szybciej zaśniesz. No, chyba, że
wolisz liczyć barany, ale to dużo łatwiejsze.
Zanim chłopiec zdążył cokolwiek odpowiedzieć,
spod poduszki wygramoliły się dwa karaluchy z wąsami. Ubrane były w
długie koszulki nocne i wyglądały bardzo śmiesznie.
- Stasiu, tak się wiercisz, że nie nadążamy
poprawiać Twojej poduszki. - powiedziały.
- A wy kim jesteście? - chłopczyk przetarł oczy
ze zdziwienia.
- Jesteśmy karaluchy spod poduchy. Przecież
twoja mama powiedziała...
- Och, tak! Teraz już rozumiem.
- Jesteśmy tu po to, żeby poprawiać ci
poduszeczkę i dbać, żeby była miękka i wygodna. A to dlatego, żebyś
mógł się dobrze wyspać. Ale te pchły skaczą jak szalone!
- Hi, hi, hi! – zaśmiały się pchły, a jedna z
nich wskoczyła Stasiowi na nos.
- Dosyć już tego!- zawołał nagle jakiś obcy głos.
Spod kołdry wygramoliły się dwie szczypawki
ubrane w wełniane skarpetki.
- Cisza! Pchły niech sobie skaczą po podłodze i
pozwolą Stasiowi spać. Bo inaczej rano nie będzie kogo szczypać!
- Chcecie mnie szczypać? – zawołał chłopiec.
- No jasne! Przecież twoja mama wyraźnie
powiedziała:”… a szczypawki do nogawki.” A to znaczy, że zamawiała
szczypanie…to znaczy budzenie, żebyś nie spóźnił się do przedszkola.
Wolisz w duży paluch, czy w piętę?
- Wcale nie chcę!
- Ale my to robimy bardzo delikatnie, to takie
łaskotki. Sam zobacz. - i szczypawki połaskotały Stasia, któremu
bardzo się to spodobało.
- Wystarczy, poczekajmy z tym do rana. A teraz
wszyscy na miejsca, bo inaczej Staś naprawdę się nie wyśpi tej nocy.
Dobranoc!
Rano, kiedy mama weszła do pokoju synka,
zobaczyła, że Staś jest już ubrany, a jego łóżeczko zostało
pościelone.
- Dzień dobry, mój śpiochu. – powiedziała - Chyba
ktoś cię zaczarował, bo zwykle nie mogę cię dobudzić.
Staś uśmiechnął się wesoło. Szybciutko wyszedł z
pokoju, żeby mama nie zauważyła leżących na łóżku trzech kolorowych
piżamek, dwóch nocnych koszulek i dwóch par malusieńkich wełnianych
skarpetek.
|