LEGENDA O SIEI WIGIERSKIEJ
Było to tak: (...) kameduli przyjechali z bardzo daleka, z Włoch. A był
między nimi jeden braciszek, nazywał się Barnaba. To on im kucharzował w
klasztorze. Ten Bamaba ciągle myślał co by przeorowi na obiad ugotować, żeby
nie było takie proste jedzenie, jak to po wsiach. A ten przeor dobrze zjeść
lubił a najwięcej ryby. Ale nie te nasze, tylko takie, co w swoim kraju
jadł. Raz przechodził wieczorem koło kuchni klasztornej i widzi w oknie
Barnabę. To mu tak przyszło do głowy i spytał:
- A co
ty mi, Barnabo, jutro na obiad dasz?
Więc ten
powiada, że rybę
- A jaką
rybę?
Więc
Barnaba zaczął po kolei wszystkie ryby wyliczać jakie tylko we Wigrach były.
A przeor tylko głową kręci i wreszcie, jak już tamten nie wiedział, czym mu
dogodzić powiada:
- Wiesz,
co bym chętnie zjadł? Sieję
Aż się
biednemu Barnabie ciemno w oczach zrobiło, bo skąd tu dostać sieję kiedy jej
wcale nie ma w wodzie wigierskiej ? Przeor sobie pewnie tak tylko, na śmiech
powiedział. A Barnabie ta sieja z myśli nie schodzi. Noc przyszła, wszyscy
posnęli, a on siedzi i ciągle o tym rozmyśla. Wreszcie powiada do siebie,
ale głośno:
- Już
bym samego diabła prosił, byle tę sieję dostać na jutrzejszy post.
Diabli
mają dobre uszy, zaraz jeden usłyszał. To nie był polski diabeł, tylko
wenecki i Barnaby mowę dobrze znał więc wszyściutko zrozumiał. Ten diabeł z
ich kraju przyleciał i tylko czekał żeby którego z ojców na pokuszenie
wywieść. Więc jak tylko Barnaba swoje skończył, już diabeł myk przez okno i
kłania się czapką do ziemi:
- Bardzo
pięknie - powiada - że mnie wołasz, bo nikt twojego życzenia nie wypełni,
tylko ja jeden.
Barnaba
się bardzo przejął bo niedobrze z diabłem mieć sprawę. Ale myśli: "Co
zrobię? Już teraz tylko trzeba duszy pilnować żeby jej nie utracić za
diabelskie usługi". Namyśla się, namyśla, a tymczasem diabeł już cyrograf
pazurem wyskrobał i mówi:
-
Podpisz tylko, a jutro na południe twój przeor będzie jadł świeżutką sieję.
Zobaczył
Bamaba, że źle, więc się ratuje, jak może:
- Dobrze
powiada - podpiszę, ale umowa stanie taka: przyniesiesz mi z samych Włoch
sieję ale żeby żywa była, jak prosto z wody, a jeżeli przed świtaniem nie
zobaczę ryby tu, na tym stole, to duszy mojej nie dostaniesz.
Diabeł
skrzywił się i narzekać zaczął , że droga daleka, że noce krótkie (bo to
było na wiosnę), ale wreszcie powiada:
- Niech
i tak będzie.
A on
tylko udawał że mu ciężko, bo co to trudnego dla diabła kawał świata
przelecieć choćby dalej było niż stąd do Grodna!
A
Barnaba tak sobie myślał "Zamarudzi diabeł, a jak na jutrznię zadzwonią, to
już się go nie boję. Wtedy zły nie ma do człowieka przystępu".
Więc
powiada jeszcze do diabła:
- Idź,
czasu nie trać, bo do świtu masz ledwie godzinę...
- Za
godzinę tu będę - krzyknął diabeł i wyleciał oknem. Barnaba wychylił się,
patrzy, ale gdzie! Diabła już ani widać! Tylko wiatr wieje nad jeziorem.
Wtedy się znowu zląkł okrutnie i myśli: "Cóżem ja nieszczęśliwy zrobił!
Diabła chciałem oszukać a on tymczasem już moją duszę ma w garści..."
I jak
nie zacznie Bamaba lamentować głową o ścianę tłuc! A ciągle nasłuchuje, czy
już diabeł nie wraca z sieją.
Usłyszał
przeor płacz, przyszedł do celi i pyta:
- Co
tobie, bracie Barnabo? Czego tak strasznie narzekasz?
- A jak
ja nie mam narzekać kiedy diabeł zaraz po moją duszę przyjdzie!
I
opowiedział wszystko, co i jak.
Przeor
go najpierw skrzyczał, że dla marnej ryby wydał siebie na potępienie
wieczne, ale mu było żal Barnaby i zasmucił się bardzo. Zawsze - myśli - to
moja wina, mnie się ryby zachciało, a teraz Barnabę diabli do piekła za to
pociągną!
Więc
powiada:
- Nie
smuć się bracie Barnabo. Może się Bóg zmiłuje nad nami i ratunek nam ześle.
Pożegnał
się przeor i wyszedł. Chodzi, chodzi po korytarzach, bardzo niespokojny i
smutny. Taki zamyślony zaszedł aż na wieżę klasztorną. Nie widział że za nim
idzie śladem anioł stróż Barnaby, co go nie chciał w nieszczęściu opuścić. Z
wysokiej wieży spojrzał przeor na jezioro i aż krzykną , taki straszny widok
zobaczył: nad samą wodą nisko leci diabeł i rybę trzyma pazurami, żeby mu
nie uciekła. Podniósł przeor rękę, przeżegnał się, a w tej samej chwili
anioł powiada mu na ucho:
- Łap za
sznur i ciągnij, ile sił, tylko prędko!
Usłuchał
przeor i zaczął dzwonić na jutrznię, choć przed czasem.
Cały się
u tego sznura uwiesił, ciągnie, ciągnie, ale rozkołysał te dzwony. Jak nie
zaczną dudnić, coraz głośniej, a głośniej! Zaraz się w klasztorze ruch
zaczął, biegną wszyscy ojcowie do kaplicy, a Barnaba w swojej celi krzyżem
upadł i Panu Bogu za ratunek z płaczem dziękuje.
A
właśnie była ostatnia chwila, bo diabeł już się do okna zbliżał. Jak
posłyszał, że dzwonią na jutrznię, zazgrzytał zębami ze złości, ale nic nie
mógł zrobić, już do klasztoru nie miał przystępu.
Zakręcił
się w powietrzu, zawrócił nad jezioro, z wściekłości pazurami biedną sieję
ścisną , aż krew pociekła, i do wody ją wrzucił.
Od tej
pory są sieje w Wigrach, ale diabeł nie może sobie darować, że go ci
zakonnicy oszukali! Dlatego od tamtych czasów nad jeziorem lata, a co
dmuchnie, to wiatr wodę skotłuje i ogromna fala idzie środkiem jeziora...
Strach wtedy łódką wypłynąć...
|